niedziela, 28 sierpnia 2011

Wpadniecie na ciasto i pogaduchy?

Ostatnio Olga w komentarzu napisała mi, że gdy jej córcia zasypia w ciągu dnia, pierwsze co robi, to kawa. No więc marzę sobie o tej słodkiej przerwie, a Adaś spać nie chce:-) Upał, oraz alergia na NIEWIEMCO, skutecznie uniemożliwiają mu sen i biedny  rzuca się i drapie. Ale nie o zmartwieniach dzisiaj, wierzę, że wszystko się w końcu ułoży. Dziś mam chwilę dla siebie i bardzo miły dzień.

Muszę jednak zacząć od tego, że przez całe lato, z powodu wysokiej temperatury - czyli normy letniej - na spacery możemy wychodzić z Adaśkiem tylko wcześnie rano i po 18, inaczej jego skóra reaguje czerwoną wysypką. Smuci mnie trochę fakt, że całe lato siedzimy w domu, ale za to, nauczyliśmy się cieszyć letnimi wieczorami i wszystkimi chłodniejszymi dniami. Gdy Adaś jeszcze się nie narodził, wyobrażaliśmy sobie, że będziemy go wszędzie zabierać i wychodzić z nim wieczorami (oczywiście w ramach rozsądku). Miało być tak trochę, jak we Włoszech, gdzie malutkie dzieci wieczorem w restauracjach, nikogo nie dziwią. Dopiero teraz widzimy, że to my bardziej musimy dostosować się do dziecka, niż ono do nas. Poza tym Adaś ok. 19.30 zaczyna być zmęczony. Nie chcemy więc go dodatkowo męczyć. Czasem zwyczajnie chcemy go położyć spać, by mieć choć chwilę dla siebie i nadgonić sprawy domowe.
Jednak przedwczoraj postanowiliśmy, że spróbujemy wyjść wieczorem. Mały zrobił sobie drzemkę po 18 i obudził się o 19. Idealnie! Spakowaliśmy wózek, mleko i już byliśmy w drodze na Stary Rynek. Poszliśmy na sushi. Daśko spisał się na medal! Wszystko go ciekawiło... i on ciekawił wszystkich, a zwłaszcza jego wielkie, błękitne oczęta. Pan Japończyk przyszedł do nas pogadać. Okazało się, że ma 4 miesięczną córeczkę i nie mógł uwierzyć, że za 2 miesiące będzie taka duża, jak nasz synek. W ten ciepły wieczór, obeszliśmy jeszcze kilka uliczek, Adaś piszczał z zachwytu, śmiał się i gadał po swojemu. O 21.30 byliśmy już w domu. Kiedyś powiedziałabym, że fajnie, ale krótko, ale tamtego wieczoru, cieszyłam się tymi pięknymi chwilami. Już nie mogę doczekać się powtórki!


Wczoraj mimo upału, też mieliśmy fajny dzień. Upiekłam ciasto drożdżowe ze śliwkami. Mmmm... uwielbiam patrzeć, jak rosną drożdże, a potem jak ciasto szybuje w górę w piekarniku.
... I nareszcie wspomniana na początku przerwa. Dziecko śpi, a ja kroję sobie kawałek, jeszcze ciepłego ciasta, robię herbatę w ulubionej filiżance i jest mi super fajnie:-) Wpadniecie na kawałek?


Muszę Wam jeszcze wspomnieć o chrzcinach. Mieliśmy je tydzień temu. Mały elegant, całą mszę bawił się moimi okularami i kubeczkiem od butelki. Jako, że chrzest był o 18, zdecydowaliśmy, że gości zaprosimy na kolację do domu. Możecie sobie pewnie wyobrazić, że Adaś nie był długo atrakcją wieczoru. Zasnął szybko, zmęczony emocjami. My zajadaliśmy się smakołykami, które zrobiłam z pomocą mamy. Pracy było dużo. Uwielbiam gotować, ale przyjęcie na 15 osób to już całkiem spore wyzwanie. Mam kłopot z zaplanowaniem ilości jedzenia - zostało mnóstwo i każdy wyszedł z paczuszką:-) Ale wszystko się udało. To był naprawdę przyjemny dzień.

2 komentarze:

  1. Ja też sobie wiele rzeczy planowałam zanim urodziła się Zosia, ale życie zweryfikowało moje plany ;)) Ciacho apetyczne, w sam raz do kawy, którą właśnie sobie zrobiłam :))) Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki takim maluchom chyba jeszcze bardziej można docenić czas spokojnych spacerów i niespiesznych chwil. Ciasto bardzo apetyczne. Taki pachnący wypiek zawsze poprawia nastrój.

    OdpowiedzUsuń