czwartek, 12 stycznia 2012

W pogoni za letnim smakiem.

W pogoni... dosłownie! Gdy robi się zakupy spożywcze bez dziecka w wózku, można się chwilę zastanowić. A gdy w sklepie nie ma popołudniowego tłoku, wizja posiłku, która rysuje się w głowie, staje się jeszcze ciekawsza.

Wczoraj miałam okazję zrobić tak zakupy. Ale nie dane mi było robić je do końca spokojnie, bo po pierwsze wzięłam koszyk, który miał zepsute jedno kółko, co zauważyłam dopiero, gdy drzwi supermarketu się za mną zamknęły, a po drugie by dokończyć zakupy o zdrowych zmysłach, musiałam przez sklep prawie uciekać, obijając wszystkie półki niesfornym koszykiem! Zabawne? Śmiejcie się, śmiejcie:-) A było to tak...

Pogodziwszy się, że pchanie koszyka będzie ciężkie, zaczęłam oglądać warzywka na jakąś sałatkę. Kątem oka zobaczyłam fajną parę. Mieli około 50-60 lat, bardzo eleganccy, powiedzmy... wyglądali na... ciekawych ludzi, a rozmowa potoczyła się tak.:

- Zobacz, jakie ładne brokuły. - Powiedziała Ona. - A tu kalafior. Co wolisz?
- Niech będzie kalafior. Z dwojga złego, lepszy już ten kalafior. - Powiedział On, głosem skrajnie marudzącym.
- A tu pomidorki. Wolisz te koktajlowe, czy te większe? - Zapytała Ona.
- Obojętnie. Po co ty to w ogóle kupujesz? Przecież to sama chemia.
- To może zrobimy pastę rybną? - zapytała Ona.
- Mmmm... - zerknął na półkę z puszkami rybnymi zdegustowany. - Ciągle to samo, śledź, szproty, tuńczyk, śledź, szproty, tuńczyk...

Gdybyście mogły słyszeć ten jego głos... marudził biednej żonie tak bardzo, a ona naprawdę się starała. Pewnie miała już jakiś pomysł na obiad, ale On wszystko jej psuł. Wrzuciłam do koszyka kilka warzyw i popędziłam z moim kulawym koszykiem dalej. Ale myśli moje nie były spokojne. Wiele miał racji. Te pomidorki... czy one mają jakieś witaminy? Uwielbiam nasze, polskie, letnie, słodkie... ale co zrobić... szaruga za oknem, a mi się chce czegoś świeżego. A te śledzie w puszcze... lepiej nie myśleć... No ale czy musiał tak marudzić i przelewać swój nastrój na innych? Na moje nieszczęście, mój wózek ciężko się pchało i szłam o wiele za wolno, napotykając się ciągle na owego Pana. Mam nadzieję, że miał po prostu zły dzień:-)

A ja z roszponki, chemicznych pomidorków i serka bałkańskiego zrobiłam sałatkę. Zatęskniłam za letnim smakiem, za słońcem, za kolacjami na tarasie, za wakacjami... A że liczą się przecież chwile... postanowiłam, zrobić sobie przyjemność i za sprawą dzisiejszej kolacji, przenieść się wspomnieniami do słonecznej Toskanii.




I mimo, że na targ staroci jadę dopiero w sobotę, tuż przed kolacją wyciągnęłam ze zmywarki naczynia przywiezione od babci. W mojej kuchni jest trochę błękitów, więc uznałam, że talerze, do których był przymocowany drucik i które wisiały w babcinej kuchni, jako ozdoba, posłużą nam właśnie do sałatek. Tomek wyciągnął druciki, a ja zajęłam się sałatką...
Inne naczynia, spełniające do tej pory funkcję pojemników na przyprawy, makarony czy ryż, teraz są np. pojemnikami, w których podaję sztućce. Kilka naczyń, nie znalazło jeszcze nowego zastosowania, ale ich urok, nie pozwala na przetrzymywanie ich w szafkach. Z pewnością je tu jeszcze pokażę:-)

A na zakończenie.. w pogoni za latem, za wspomnieniami... trochę Toskanii...




Pozdrawiam Was słonecznie!
 Ania

8 komentarzy:

  1. Tak to jest człowiek się stara, a tu takie marudzenie. Mój starszy syn tak marudzi.Ja mam wyrzuty, że jedzą ciągle tak samo a gdy zaproponuje coś fajnego to tylko kręcenie nosem. Mnie niestety boli brzuch po świeżych warzywach boli.
    Życzę owocnych zakupów na targu staroci.Ja jeszcze nigdy na takim nie byłam. Marzenie!
    Pozdrawiam serdecznie!
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, doskonale znam fajans z Włocławka, swego czasu moja mamcia bardzo się w nim lubowała i kupowała na morgi ;) stało to i wisiało u nas w kuchni niemal wszędzie i tez pamiętam druciki lub sznureczek przedziergnięty przez tył talerza :))
    a sałatka wygląda bosco, muszę sobie i ja taką zrobić ale zamiast roszponki dam rukole, bo ją uwielbiam! :))

    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja się piszę na tą sałatkę:)) pysznie wygląda:))
    wspomnienia wakacyjne i za mną ostatnio ciągle chodzą:)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. @Iza... ja nie wiem, jak Twój syn może marudzić:-) Chyba jeszcze nie docenia tego, co ma:-))))
    @Iko... dzięki za podpowiedź z Włocławkiem. Nawet nie sprawdziłam pod talerzami:-) A rzeczywiście Włocławek!
    @Olu... wpadnij na sałatkę koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Aniu,
    Dziękuję za odwiedziny i ciepłe słowo. Od dzisiaj będę u Ciebie stałym gościem. Bardzo mi się tutaj podoba :-)Masz słodką gromadkę.
    Pomysł na koszyk-siedzisko wykorzystam z pewnością dla mojej Emilki. I tak samo sałatkowo u Ciebie :-)
    Pozdrawiam weekendowo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się! Zapraszam serdecznie. Ale od razu Ci powiem, że moja gromadka to tylko jeden Adaś:-) Fakt, robi za trojaczki! A dziewczynki, Maja i Lenka to jego najbliższe kuzynki.

      Usuń
  6. Wspaniałe zdjęcia! Super sałatka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Aniu,
    przede wszystkim dziękuję za odwiedziny i udział w Candy:)
    O Toskanii marzę od wielu lat i zazdroszczę wspomnień i fotek a historyjka w supermarkecie bardzo znajoma, wiele razy byłam świadkiem podobnych lub nieco bardziej "ubarwionych":)
    Sałatka boska!
    pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń